austria.info:
Magda, miło, że mamy okazję porozmawiać. Jesteś osobą, dzięki której możemy w górach używać słowa „my”! Nie ma kobiet, mężczyzn, bardzo doświadczonych wspinaczek, mniej opierzonych przewodników itd. W górach wszyscy są równi. Na przykład wobec sił natury. Mamy nadzieję, że będziesz to mogła jeszcze niektórym dokładniej wyjaśnić. Powiedz… Dlaczego właściwie zostałaś przewodniczką górską? Twoje dzieciństwo – czy już ono Cię tak ukształtowało?
Magdalena Habernig:
Mam dwie siostry, starszą i młodszą. Tylko ja jestem taką fanatyczką wspinaczki. Bakcyla złapałam w wieku 13 lat dzięki bardzo aktywnemu szefowi Związku Alpinizmu i paczce przyjaciół należących do związku. Byliśmy blisko gór. Moje dzieciństwo było bardzo piękne i spokojne. Często chodziliśmy w plener na rodzinne wycieczki. W ten sposób od małego uczono nas – bez przymusu i na luzie – więzi z naturą. Po raz pierwszy zostałam skonfrontowana z tak różniącym się od wszystkich innych, zawodem przewodnika górskiego, kiedy byłam nastolatką. Było to podczas górskiego tygodnia dla dzieci i młodzieży, powołanego do życia przez prezesa Związku Alpinizmu Waltera Maira i prowadzonego przez legendę wśród przewodników Petera Ponholzera. Nasz podziw dla niego i jego zawodu był nieskończenie wielki. Móc kiedyś wykonywać ten zawód, było dla nas jak nierealne marzenie z dzieciństwa. Kiedy kilka lat później mój ówczesny partner ukończył szkolenie przewodnickie, a ja, wówczas studentka, towarzyszyłam mu w wielu wyprawach w góry, szybko stało się dla mnie jasne, że to zawód moich marzeń! Podczas szkoleń niewiele się o tym mówi i nie każdy kandydat do tego zawodu uświadamia sobie, że przewodnictwo górskie to zawód o charakterze społecznym.
austria.info:
Mimo że w górach często jesteśmy z dala od innych, na odludziu? Czy o charakterze społecznym tego zawodu decyduje odpowiedzialność za innych ludzi albo na przykład konieczność szybkiego nawiązywania kontaktów?
Magdalena Habernig:
Wydaje mi się, że w żadnym innym zawodzie nie zawiązuje się tak silnej więzi ze swoimi klientami (my ich jednak nazywamy gośćmi, a wielu z nich zostaje naszymi przyjaciółmi), nie przeżywa się razem tak wielu intensywnych chwil, jak podczas chodzenia po górach. Wisimy na jednej linie – nie tylko mój gość składa swoje życie w moje ręce, ja również muszę mieć do niego pełne zaufanie. Kiedy dzieli się noce w obozie z chrapiącymi towarzyszami, gdy pogoda wcale nie zapowiada zdobycia szczytu, starannie opracowany plan wyprawy trzeba przewrócić do góry nogami, a tęsknota za odrobiną prywatności gwałtownie rośnie, wtedy najczęściej bardzo szybko otrzymuję odpowiedź na to pytanie. Konkretyzuje się ona, kiedy uda mi się zapewnić moim gościom piękny dzień w górach – czasami nawet spełnić marzenia czyjegoś życia – i porwać ich do miejsc, o jakich często nie mieli nawet pojęcia, że jeszcze tutaj w Alpach takie istnieją. Kiedy później, w bezpiecznym schronisku, z błyszczącymi oczami wznosimy toast za to, co przeżyliśmy – wszystko staje się jasne. Są to przeżycia, o jakich marzyli i które będą pewnie wspominać przez całe życie. Przeżycia, których sami – bez mojego fachowego wsparcia – nie mieliby szansy doświadczyć w taki sposób. Mój zawód można określić metaforycznie jako „pomocniczka w realizowaniu marzeń”.
austria.info:
Pięknie powiedziane. A co uznajesz za ważniejsze w Twojej pracy – znaczenie przyrody wokół Ciebie i kontakt z nią czy może ciągły ruch i wyzwania sportowo-fizyczne?
Magdalena Habernig:
Jak już mówiłam, przyroda i środowisko zawsze były obecne w moim życiu. Ruch stał się moim hobby, kiedy byłam nastolatką. Dzięki temu, że mieszkałam w górach, zawsze odbywał się on w plenerze, w otoczeniu przyrody. Dopiero później, aby utrzymać formę, dołączyłam do repertuaru wspinaczkę halową. Przyroda i świeże powietrze łączyły się nierozerwalnie z ruchem. Ochrona przyrody zawsze była dla mnie ważna i staje się coraz ważniejsza. Nie bez przyczyny szkolenie na przewodnika po parku narodowym odbyłam w Parku Narodowym Wysokich Taurów. Nawet podczas urlopu poza regionami typowo górskimi, na przykład we włoskim Arco nad Gardą, nad morzem, uwielbiam uprawiać wspinaczkę. Kiedy zimą mam wolne, lubię chodzić na wyprawy skiturowe – najczęściej są one dosyć zuchwałe. Ściągnąć mnie na dół mogą tylko moje siostrzenice i siostrzeńcy – wtedy z radością staję się w 100% ciocią. Przy czym oczywiście chciałabym ich wkrótce zabrać „na górę” (co już zaczynam robić) (śmiech).